niedziela, 8 lipca 2012

Feel like at home



Jest 1 lipca 2012, Hiszpania skutecznie broni tytułu Mistrza Europy w piłce nożnej, wygrywając z Włochami 4:0. Wraz z ostatnim gwizdkiem kończy się (mniej lub bardziej) chlubny okres w historii Polski i Ukrainy. Powoli znikają z polskich miast strefy kibica, a kolorowe, nawiązujące do piłki nożnej bilbordy zaczynają tonąć pod plakatami najnowszych produkcji filmowych. I choć Euro jest już za nami pewne jego oznaki widoczne będą jeszcze długo.
9 godzin spędzonych w pociągu na trasie Poznań-Gdańsk-Poznań upłynęło mi w dużej mierze na wpatrywaniu się na naklejkę reklamową z budzącym wiele kontrowersji hasłem reklamowym „Feel like at home”. Aby zniwelować poczucie wstydu za twórców sloganu, jako filolog czułam się w obowiązku przeanalizować ten problem. Patrzyłam na napis w okularach i bez okularów, z boku, z góry, spod okna i spod drzwi. I choć dla wielu na pierwszy rzut oka zwrot ten wydaje się całkiem zrozumiały,  w żaden  sposób nie mogłam uczynić go poprawnym.





Aby mieć czyste sumienie, po powrocie do mieszkania, skonsultowałam sprawę z językową wyrocznią. W słowniku angielsko-angielskim Camebridge zidentyfikowałam dwie istotne dla problemu pozycje:
to be/feel at home = to feel comfortable and relaxed
to make oneself at home = to relax and make yourself comfortable in someone else’s home
 Jak widać,  żadna  z nich nie potwierdza rzekomej poprawności językowej „feel like at home”.  Ale każdemu oskarżonemu przysługuje prawo odwołania od decyzji do sądu wyższej instancji. Fakt ten skłonił mnie do wytoczenia dział największego kalibru. Jeśli kolokacja nie znajduje się w korpusie języka angielskiego, zwrot nie istnieje, a już z pewnością nie jest poprawny. Ku mojemu zaskoczeniu, „Corpus of Contemporary American English” wskazał na (uwaga!) jedno użycie takiej formy. Zwrot „I immediately feel like at home” pojawił się w roku 2010 w wypowiedzi znanego amerykańskiego komentatora radiowego Glenna Becka. W korpusie brytyjskim na próżno jednak szukać przykładów użycia podobnej kolokacji. I choć jedna jaskółka wiosny nie czyni, to przynajmniej częściowo zaciera plamę na honorze pomysłodawców tego budzącego kontrowersje hasła.
Częściowo, gdyż sama poprawność gramatyczna zwrotu nadal budzi moje wątpliwości.  Z analizy wszystkich adekwatnych przykładów ujętych zarówno w korpusie amerykańskim jak i brytyjskim wynika, że żaden ze zwrotów budowany w oparciu o czasownik „feel” nie został zastosowany w formie imperatywu. Konkluzja? Jedynym poprawnym odpowiednikiem polskiego „czuj się jak w u siebie w domu” jest zwrot „make yourself at home”.
Twórcy sloganu tłumaczą, iż wykorzystany przez nich zabieg językowy był celowy i miał jedynie służyć maksymalnemu uproszczeniu informacji. Ze względu na zróżnicowaną grupę odbiorców zdecydowano się na formę „bliższą globalnej odmianie języka angielskiego” (cokolwiek kryje się pod tym enigmatycznym pojęciem).
Faktem jest, że zaproponowane Polakom i zagranicznym turystom hasło reklamowe odzwierciedla pewną specyficzną rzeczywistość myślową, niestety stanowi jedynie kalkę z języka polskiego. W związku z tym, będzie ono zrozumiałe wyłącznie dla użytkowników tych języków, które zawierają frazy kongruentne (odpowiadające syntaktycznie i semantycznie polskiemu „czuj się jak (u siebie) w domu”). Tłumaczenie więc, że slogan został zastosowany z rozmysłem jest swoistym absurdem. Twórcy oraz zagorzali obrońcy hasła zapomnieli najwyraźniej o kwestii relatywizmu językowego – pojęcia kluczowego w teorii Sapira i Whorfa. Postulowana przez nich hipoteza opiera się w dużej mierze o zasadę względność oraz determinizmu. Pierwsza z nich odnosi się do różnic w pojmowaniu pewnych zjawisk oraz tworzeniu kategorii pojęciowych. Pewne słowa istniejące w jednym języku, niekoniecznie znajdą swoje odpowiedniki w innych lub mogą wręcz nie istnieć. Taki stan rzeczy w wielu przypadkach uniemożliwia dosłowny przekład językowy. Determinizm natomiast oznacza, ze właściwości gramatyczne danego języka i występujące w nich struktury mają ścisły wpływ na postrzeganie świata i sposób myślenia człowieka. Język traktowany jest więc nie tylko jako element różnicujący społeczną rzeczywistość, ale też pozostający z nią w dwubiegunowej relacji. Opanowanie językowo specyficznych kombinacji słów (tak zwanych kolokacji) jest czułym wyznacznikiem biegłości językowej. Bez nich komunikacja ograniczałaby się wyłącznie do poziomu rozumienia dosłownego. Nie bez przyczyny nauka języków obcych to nie przysłowiowy kawałek ciasta (ang. piece of cake) albo, jak kto woli, bułka z masłem.