Podobno sztuka czytania we współczesnej kulturze powoli zanika. Jednak nie na naszych skromnych poznańskich "salonach". Bo czy jest coś przyjemniejszego niż wspólne czytanie Czechowa do śniadania, czy zaśmiewanie się do łez przy fragmentach dzieł różnych?
Do listy ulubionych rozrywek drobnych i codziennych dokładam dyskusje na temat etymologii słów. Dzisiaj padło na słowa "czajnik" i "herbata".
- Jakiej herbaty się napijesz? Pokrzywa, rumianek, melisa, mięta...?
- Tym razem normalną poproszę.
- Normalna. A wiesz, że...
Każdy z nas we własnym kontekście kulturowym wytycza granice swojej normalności. Herbata normalna, to dla Polaka herbata czarna. Ale czy to takie oczywiste dla Brytyjczyka, Niemca, czy Chorwata? Pamiętam jak pierwszy raz, będąc w chorwackim supermarkecie, omiatałam przepastne półki z herbatami. Rumianek, malinowa, wiśniowa, miętowa, jabłkowa, porzeczkowa, różana... A gdzie "normalna" herbata? Nie ma? Czy to możliwe? Możliwe, gdyż "crni čaj", spożywany w Chorwacji zazwyczaj w przypadku dolegliwości żołądkowych, nie bije tam rekordów popularności. Nie ma się co dziwić, etymologia polskiego słowa herbata, też wskazuje na wywar leczniczy. HERBA (ziele) - TA (herbaciane, tak jak w angielskim "tea", czy niemieckim "tee").
W takim razie skąd w Polsce tak ekstensywny zwyczaj picia czarnej herbarty? Hm... "Na pewno był już rozwinięty za czasów Mickiewicza" - stwierdza z przekonaniem P. Więc może z Rosji? Bo z Rosji przecież już niedaleko do Chin. No i wszystko by się zgadzało. Po rosyjsku "čaj" to przecież herbata. A, stąd "czajnik", czyli w skrócie samowar. (Uwielbiam te nasze popołudniowe dywagacje.)
Faktycznie, jak się okazuje, zwyczaj picia herbaty, szczególnie w szklankach, zawdzięczamy zaborowi rosyjskiemu. W wieku XVIII pito ją jedynie na salonach. Szczególnie często na dworze Stanisława Augusta Poniatowskiego. Prawdziwa rewolucja przyszła jednak podobno po spadku cen cukru w wieku XIX, bo jak wiadomo herbatka najlepiej smakuje na słodko. Naszą jakże piękną tradycję picia czarnej herbaty przypieczętowały czasy PRLu. Choć drastycznie spadła jej jakość, to i tak było o nią łatwiej, niż o kawę (symbol kapitalistyznego luksusu).
Tak oto zaspokojona została moja kulturowa ciekawość. A wasza?